Małgorzata Madeńska
Małgorzata Madeńska jest nauczycielką, lokalną przewodniczką po Nowym Porcie i Oliwie. Z wielką pasją fotografuje morze, ptaki i koty oraz wypatruje pięknych miejsc związanych z dzielnicowymi historiami. Mieszka w Oliwie prawie od urodzenie.
„Od dziecka mieszkam w Oliwie. Życie codzienne i rodzinne było dla mnie zawsze związane z tą dzielnicą. Tu była stacja kolejowa, poczta, cmentarz gdzie pochowano babcię i dziadka, miejsca, które z przyjemnością i z ciekawością odwiedzałam. Również dla moich rodziców Oliwa zawsze była ciekawa i warta zaprezentowania na przykład gościom, którzy do nas przyjeżdżali. Spacer do parku, lasu, zoo, katedry był dla nich obowiązkowym punktem programu. Z biegiem lat zapragnęłam dowiedzieć się więcej o historii Oliwy. Szukałam informacji w bibliotekach, książkach, gazetach. W końcu zostałam lokalną przewodniczką po Oliwie, choć muszę zaznaczyć, że pierwszy, jeśli chodzi o przewodnictwo, był Nowy Port. Kiedy zaczęłam pracować w szkole w Nowym Porcie, nie wiedziałam nic o tej dzielnicy. Uczyłam się Nowego Portu od moich uczniów. To oni pokazywali mi gdzie warto pójść, co warto poznać, zobaczyć. Następnie sama zaczęłam szukać informacji, uczestniczyć w spacerach prowadzonych przez znawców tematu. Na jednym z takich spacerów zapytano mnie, czy nie chcę zostać lokalną przewodniczką. Zdałam egzamin i tak to się wszystko zaczęło. A potem była Oliwa, moja dzielnica. Duży teren, dużo historii, wiele tematów. Ludzie lubią słuchać opowieści o Oliwie. Często na spacery, oprócz turystów, przychodzą mieszkańcy i miłośnicy Oliwy, którzy już coś wiedzą o dzielnicy, ale jednocześnie mają w sobie ciekawość i potrzebę, żeby dowiedzieć się czegoś więcej”.
Fotografie skarbu/ów:„Od dziecka mieszkam w Oliwie. Życie codzienne i rodzinne było dla mnie zawsze związane z tą dzielnicą. Tu była stacja kolejowa, poczta, cmentarz gdzie pochowano babcię i dziadka, miejsca, które z przyjemnością i z ciekawością odwiedzałam. Również dla moich rodziców Oliwa zawsze była ciekawa i warta zaprezentowania na przykład gościom, którzy do nas przyjeżdżali. Spacer do parku, lasu, zoo, katedry był dla nich obowiązkowym punktem programu. Z biegiem lat zapragnęłam dowiedzieć się więcej o historii Oliwy. Szukałam informacji w bibliotekach, książkach, gazetach. W końcu zostałam lokalną przewodniczką po Oliwie, choć muszę zaznaczyć, że pierwszy, jeśli chodzi o przewodnictwo, był Nowy Port. Kiedy zaczęłam pracować w szkole w Nowym Porcie, nie wiedziałam nic o tej dzielnicy. Uczyłam się Nowego Portu od moich uczniów. To oni pokazywali mi gdzie warto pójść, co warto poznać, zobaczyć. Następnie sama zaczęłam szukać informacji, uczestniczyć w spacerach prowadzonych przez znawców tematu. Na jednym z takich spacerów zapytano mnie, czy nie chcę zostać lokalną przewodniczką. Zdałam egzamin i tak to się wszystko zaczęło. A potem była Oliwa, moja dzielnica. Duży teren, dużo historii, wiele tematów. Ludzie lubią słuchać opowieści o Oliwie. Często na spacery, oprócz turystów, przychodzą mieszkańcy i miłośnicy Oliwy, którzy już coś wiedzą o dzielnicy, ale jednocześnie mają w sobie ciekawość i potrzebę, żeby dowiedzieć się czegoś więcej”.
Historia skarbu/ów:
P1. Puszki
Puszki z Zakładów Cukierniczych “Bałtyk” towarzyszą mi od dziecka. Nie pamiętam gdzie mama akurat te kupiła, ale pamiętam, że takie puszki stały w sklepach na wystawach ustawione w piramidki tak piękne, że aż się oczy do nich szkliły. Każda puszka wypełniona była landrynkami owocowymi w różnych kolorach. Ja najbardziej lubiłam białe i wyjadałam je zawsze pierwsza, nikt nie miał ze mną szans. Kiedy byłam mała, sprzedawano też inne cukierki w różnych puszkach. Na przykład pamiętam takie ciekawe w smaku, ciemne, migdałowe o nazwie “Kopalniaki”. Kiedy cukierki były już zjedzone, puszki służyły w domu do przechowywania mąki, kaszy i w taki sposobem zostały z nami do dziś i oprócz produktów przechowują również wspomnienia.
P2. Blaszane pudełko i zdjęcia
Mam jeszcze inne blaszane pudełko, które zostało wyprodukowane w Gdańskiej Fabryce Opakowań Blaszanych popularnej „Blaszance”. To pudełko dostaliśmy od wujka, który w tych zakładach pracował. Jest bardzo ładne i ma piękny gdański ozdobny element. W dziecięcych latach trzymałam w nim pewnie różne rzeczy, ale niedawno odkryłam, że doskonale nadaje się do przechowywania fotografii. Jest odpowiednie do formatu moich starych zdjęć. Jeśli chodzi o zdjęcia, to fotografuję od lat. Nie pamiętam już nawet skąd się wzięła moja pasja. Wydaje mi się, że z aparatem biegałam od zawsze. Jako jedyna zabrałam aparat na wycieczkę w klasie maturalnej. Robiłam później zdjęcia w szkole, w pierwszych latach kiedy zaczęłam pracować. Z tą pasją wiąże się wiele zdarzeń. Na przykład będąc w Warszawie, przez to moje fotografowanie, w stanie wojennym ”wylądowałam” na komisariacie milicji, bo jak się okazało niektórych miejsc nie pozwalano wtedy fotografować. Jedno z moich zdjęć zamieszczone było w kalendarzu "Dziennika Bałtyckiego”, za inne dostałam wyróżnienie w konkursie na zdjęcie parku oliwskiego. Zawsze robiłam dużo zdjęć. Gdybym wiedziała, że tyle rzeczy się zmieni, to robiłabym ich jeszcze więcej.
P3. Aparat
Do pierwszego aparatu jaki miałam, nazywał się Ami, zakładało się taką dużą, szeroką kliszę, z której można było zrobić jedynie 12 zdjęć. Fotografie czasami wychodziły z błędem, krzywe. Trzeba się było bardzo starać, bo klisza była krótka. Tego aparatu już nie mam. Przy robieniu jakichś porządków zapewne musiałam go wyrzucić, szkoda. Mój drugi aparat, ten właśnie, uszczęśliwił mnie. Dłuższa klisza i dołączona lampa błyskowa dawały już więcej możliwości. Potem było jeszcze kilka nowszych modeli.
P4. Wujek złota rączka
Mieliśmy takiego przybranego wujka, znajomego mojego dziadka z pracy na poczcie we Lwowie. Ten “wujek” - pan Antoni, zamieszkał po wojnie w Gliwicach. Często odwiedzał naszą rodzinę tu w Gdańsku kiedy przyjeżdżał na wczasy na Stogi. Był również zapalonym fotografem amatorem. Robił nam mnóstwo zdjęć, większość naszych pierwszych fotografii rodzinnych jest właśnie jego autorstwa. Kiedy pojawiał się u nas w Oliwie chodziliśmy po okolicy, spacerowaliśmy po parku, w pobliżu katedry, do zoo, a po drodze robił nam zdjęcia. Fajny był ten “wujek”, a do tego złota rączka. Sam składał aparaty fotograficzne i wszystko potrafił naprawić. Moja mama dostała od niego w prezencie ślubnym duży, stojący zegar. Pan Antoni kupował do niego części, zbierał elementy, przesyłał do Gdańska w paczkach, a potem, tu na miejscu, składał. Za każdym razem, kiedy przyjeżdżał do nas, pielęgnował ten zegar, oliwił, polerował.
Opracowanie tekstu: Magdalena Majchrzakowska