Maria Wit-Godwod
Pani Maria zamieszkała w Oliwie po ślubie. Początkowo znała dzielnicę tylko z opowieści męża, który tu dorastał, ale wkrótce i dla niej ta przestrzeń stała się przyjazna i inspirująca.
"W 1964 roku wyszłam za mąż i przeprowadziłam się do męża do Oliwy, gdzie mieszkał z mamą i z siostrą w domu przy ulicy Wita Stwosza. Jego rodzina, rodzina Witów sprowadziła się tu zaraz po wojnie. Pochodzili z Dąbrowy Górniczej. Pretekstem przyjazdu była edukacja dzieci. Mieli również plany, że po jakimś czasie wrócą w swoje rodzinne strony. Zostawili tam sporą gospodarkę, ale do tego nigdy nie doszło. Męża, inżyniera po Politechnice z pięknym barytonem, poznałam w Teatrze Muzycznym, kiedy po „Mazowszu” wróciłam na Wybrzeże. On wprowadził mnie w oliwskie klimaty, często opowiadał o tych starych lokalnych historiach. Również dzięki temu, to stało się też moje miejsce. Choć dużo podróżowałam zawodowo, zawsze z przyjemnością wracałam do naszego domu. Wychowałam tu dwie córki, które całym sercem są oliwiankami".
Fotografie skarbu/ów:"W 1964 roku wyszłam za mąż i przeprowadziłam się do męża do Oliwy, gdzie mieszkał z mamą i z siostrą w domu przy ulicy Wita Stwosza. Jego rodzina, rodzina Witów sprowadziła się tu zaraz po wojnie. Pochodzili z Dąbrowy Górniczej. Pretekstem przyjazdu była edukacja dzieci. Mieli również plany, że po jakimś czasie wrócą w swoje rodzinne strony. Zostawili tam sporą gospodarkę, ale do tego nigdy nie doszło. Męża, inżyniera po Politechnice z pięknym barytonem, poznałam w Teatrze Muzycznym, kiedy po „Mazowszu” wróciłam na Wybrzeże. On wprowadził mnie w oliwskie klimaty, często opowiadał o tych starych lokalnych historiach. Również dzięki temu, to stało się też moje miejsce. Choć dużo podróżowałam zawodowo, zawsze z przyjemnością wracałam do naszego domu. Wychowałam tu dwie córki, które całym sercem są oliwiankami".
Historia skarbu/ów:
P1. Nasza kamienica była zbudowana około 1900 roku. W pewnym momencie, podczas remontu trzeba było zlikwidować drzwi, ale takiej klamki, nie można przecież wyrzucić. Zainteresował mnie jej kształt, który jest taki inny. Ta klamka ma około 120 lat!
P2. P2a. Z biegiem czasu zmieniały się mody i rodzinne potrzeby, podczas remontów wyrzucało się różne rzeczy. Pamiętam, kiedy przebudowywaliśmy daszek, czy demontowaliśmy drewniane żaluzje, często natrafialiśmy na napis Leipzig, znacznik miejsca, z którego pochodziły materiały. Przed laty nikt nie pomyślał, żeby to przechować, ochronić, dopiero teraz czuje się pewien żal, że te przedmioty zostały pominięte, wyrzucone. Chociaż musze przyznać, że w mojej dużej piwnicy została garść drobnych rzeczy z przeszłości. Na przykład haczyki do bramki – w komplecie z blaszką do mocowania. Jest też trochę wykopalisk z ogródka, choć od wojny minęło tyle lat, kiedy przekopuję rabatki, wciąż zdarza mi się natrafić na jakieś fragmenty z przeszłości.
Opracowanie tekstu: Magdalena Majchrzakowska