Projekt realizowany przez
Fundację Wspólnota Gdańska

Fundacja Wspólnota Gdańska

Danuta Misiejuk

Danuta Misiejuk od dzieciństwa mieszka w Oliwie, można powiedzieć „prawie bez przerwy”. Co prawda, zdarzyło jej się rezydować w innych miejscach, ale tylko na chwilę.

Moi dziadkowie Otylia i Wacław przyjechali zaraz po wojnie do Gdańska z Częstochowy i zamieszkali w małym budyneczku, w domku ogrodnika, który stał przy pięknej willi zwanej przed wojną „Tannenheim” czyli Dom Jodeł. Prowadzono tu niegdyś szkółkę iglaków, stąd nazwa. Czas płynął dzieci rosły, zakładały swoje rodziny i zostawały w tym domku przystosowując kolejne pomieszczenia, jak garaż czy kotłownia, na wygodne mieszkania. Mieszkaliśmy tak wielopokoleniowo. Sześć rodzin w jednym domku. Dziadkowie, rodzice i w końcu my - dzieci i wnuki. Wokół willi był niesamowity ogród. Rosły tam ciekawe drzewa i mnóstwo kwiatów. Kiedy wszystko rozkwitało to było naprawdę urokliwe miejsce. Ludzie, którzy zamieszkali w willi poczuli się gospodarzami tego ogrodu. My zakradaliśmy się do niego między wyłamanymi szczebelkami. W przepięknej akcji zorganizowaliśmy sobie tajemne miejsce spotkań. Za płotem był staw. Kiedyś wyglądał zupełnie inaczej niż dziś, nie był głęboki, nie było ścieżek wokół, a woda sięgała prawie do samego domu. Zimą cały zamarzał, jeździliśmy po nim na łyżwach. Latem porastała go trzcina, wokoło trawa i różne krzaczki, więc to był dla nas prawdziwy raj. Bawiliśmy się przy nim całymi dniami, i w sklep, w podchody, w chowanego. Mieliśmy wielkie podwórko, niby przy dużej ulicy, ale bezpieczne, bo wszystko ogrodzone. Byliśmy niby w centrum, a odizolowani. Dzieciństwo w tym miejscu było cudowne, młode lata przeurocze. Później na jakiś czas przeprowadziliśmy się z mężem na osiedle Morena. Byłam tam, w tym księżycowym krajobrazie, bardzo nieszczęśliwa. Prawie każdego dnia, a w weekendy obowiązkowo, przyjeżdżałam z dziećmi do Oliwy, nawet na chwilę, żeby tu pobyć. W końcu wróciłam na dobre. Rodzice mieszkają w tym naszym domku do tej pory, a ja niedaleko nich znalazłam mieszkanie. I jestem szczęśliwa, jestem u siebie.
 
Fotografie skarbu/ów:
skarb
Historia skarbu/ów:
P1. Z tym młynkiem związane jest miłe wspomnienie z dzieciństwa. Każdego dnia, kiedy zbliżała się godzina dwunasta to dziadek Wacław z babcią Otylią pili kawkę, a my dzieci bardzo lubiliśmy mielić te ciemne ziarenka dla nich. Brało się między nogi młyneczek i się mieliło. Godzina dwunasta wybiła, babcia szufladkę wyciągała i robiła dwie kawki parzone, dla dziadka i dla siebie. To był taki rytuał, który jest pielęgnowany do dziś. Wszyscy kawę lubimy, w tym młynku mielimy, a mama z tatą do tej pory pijają ją o dwunastej.