Projekt realizowany przez
Fundację Wspólnota Gdańska

Fundacja Wspólnota Gdańska

Ewa Mydlarczyk z domu Okolska

Pani Ewa jest Oliwianką od 1945 roku. W tą oliwską przestrzeń wpisana jest cała powojenna historia jej rodziny. Dzieciństwo i dorastanie wspomina z nostalgią, choć nie były łatwe. sąsiedztwo placówki NKWD, strzały i krzyki pod oknami, towarzyszący temu strach i niepewność, ślady i nieśmiała obecność przedwojennych mieszkańców, zwolna zmieniające się oblicze dzielnicy bloki stawiane w ogrodach pokaźnych willi, w końcu sam dom rodzinny, który udało się Pani Ewie utrzymać do 1999 roku.

Fotografie skarbu/ów:
skarb skarb skarb skarb
Historia skarbu/ów:

P1. Nakaz na mieszkanie. Mój ojciec, Janusz Okolski, brał udział w Powstaniu Warszawskim. Wyszedł z Warszawy z ludnością cywilną, następnie został wywieziony do obozu przejściowego w Pruszkowie, z którego uciekł. Na wybrzeże przyjechaliśmy w 1945 roku. Nie chcieliśmy wrócić do Warszawy, nasze prawdziwe mieszkanie na Saskiej Kępie zostało zburzone. Ojciec wybrał Gdańsk, bo wiadomo było, że będzie Polski. Jechaliśmy do tego Gdańska z Lublina dwa tygodnie w wynajętym wagonie bydlęcym. Każdy wagon dzielony był na dwie rodziny. Jechaliśmy w atmosferze szczęścia, radości, że wojna się skończyła, że rodziny się odnalazły, że żyjemy. Ludzie śmiali się, ktoś grał na akordeonie. Ojciec wybrał dla nas dom przy ulicy Forstera, później Żeromskiego. Gdańsk jeszcze się palił, ale ta okolica wydawała się niczym Kolorado. Domy stały całe umeblowane. Z kolegą zajęli willę na owe czasy bardzo nowoczesną. Było tam ogrzewanie centralne, kuchnia gazowa, luksusowa łazienka z kaflami i bidetami, szklana ściana z widokiem na ogród. Jednak kiedy panowie poszli odgruzowywać ulicę Polanki meble, srebra, dywany, książki zniknęły. Ktoś mówił później, że podjechały ciężarówki i pewien oficer radziecki wywiózł wszystko. Kiedy przyjechałyśmy z mamą, w domu nie było absolutnie nic. Początkowo spałyśmy na jakichś zbitych z desek pryczach, potem stopniowo rodzice urządzali dom. Część rzeczy można było kupić od pozostałych w Oliwie przedwojennych mieszkańców, którzy teraz nie mieli z czego żyć, więc sprzedawali co im zostało. Życie w nowej rzeczywistości nie było dla nich zbyt proste i przyjemne. Do nas przez dłuższy czas przychodziła na herbatę pewna wytworna staruszka. Ojciec któregoś dnia spotkał ją na ulicy i zaprosił. Była żoną profesora z Politechniki, syn był w Wermachcie, a ona czekała, aż wróci z wojny. Mówiłyśmy na nią Madame. Miałyśmy nakazane, żeby odnosić się do starszej pani grzecznie i uprzejmie. Madame mieszkała na Podhalańskiej i została wyrzucona na strych przez ludzi, którzy zajęli jej mieszkanie. Potem przeprowadzono wywózkę Niemców, część z dawnych mieszkańców Oliwy została w domach pod lasem, na ulicy Kwietnej, ale Madame musiała wyjechać. Odprowadziliśmy ją na dworzec. Pamiętam jaka była drobniutka, nieporadna, zagubiona w tym wszystkim.

P2 Książka. Ważnym punktem na mapie Oliwy była księgarnia „Róża”. To legendarne miejsce istniało od lat 50 tych, najpierw prowadzone przez dwie siostry, potem przez pana i dziewczynę, z którą bardzo dobrze i odważnie można było porozmawiać. Tej księgarni, z jej niepowtarzalnym klimatem, już nie ma. Budynek był w złym stanie, w czasie mrozów pękały rury i woda zalewała książki. Nie ma też tamtej Oliwy. Jej atmosfera została na kartach pożółkłych książek, na zdjęciach i we wspomnieniach. Spotykam czasem pasierbicę Mamuszki, który mieszkał tu niedaleko na ulicy Kaprów, i rozmawiamy sobie o tym i innych sprawach. Z upływem lat wiele się zmienia. Jestem Oliwianką i kocham to miejsce, ale nie wszystkie zmiany mi się podobają. Nie lubię na przykład tych nowych szklaków przy Grunwaldzkiej.

P3 10 pocztówek. Ten skromny albumik jest pamiątką po ojcu, a właściwie po jego wielkiej pasji. Po wojnie ojciec nie należał do żadnych organizacji o charakterze politycznym, natomiast z wielkim zapałem, z potrzeby serca i zamiłowania uczestniczył w tworzeniu i animowaniu życia kulturalnego na Wybrzeżu. Był jednym z założycieli DESA. Czynnie działał w Gdańskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuki, pod auspicjami którego odbywało się szereg poważnych imprez kulturalnych. Przez pewien czas był także dyrektorem Teatru Rapsodycznego. Sztuka, kultura, wspieranie szeroko pojętej działalności artystycznej były dla ojca bardzo ważne. Jego wielką pasję podzieliła moja siostra, która jest historykiem sztuki.

 

Opracowanie tekstu: Magdalena Majchrzakowska