Lidia Berbeka z domu Borowiak
Dom rodzinny pani Lidii stał przy ulicy Armii Radzieckiej numer 25 w Oliwie. Dziś jest to ulica Opata Jacka Rybińskiego, a w budynku, w którym mieszkała w latach 1949-1973, mieści się obecnie Oliwski Ratusz Kultury. Pięknie się snują opowiadane przez panią Lidię historie, przed oczami stają barwne obrazy z dawnych lat, a wokoło unosi się delikatny zapach leśnych kwiatów i pieczonego ciasta. Doskonale pamięta dom rodzinny, piękne drewniane schody, skosy i wzmocnione grube belki, służące za półki na książki. które namiętnie czytała przy świeczce pod kołdrą. Pamięta szkołę, koleżanki, nauczycielki, srebrną karetkę, którą niczym karetą jechała do szpitala. Dziś, w wolnych chwilach, pani Lidia reanimuje stare meble i przedmioty, ale także kolekcjonuje zaklęte w nich wspomnienia z dzieciństwa.
Historia skarbu/ów:
P1.
Dziewczynka w sukience. To zdjęcie przypomina mi dzieciństwo, a dzieciństwo to dla mnie Stara Oliwa. Obok naszego domu, na rogu był sklep, w którym sprzedawali takie sukienki. Wisiały na wystawie, a dzieci przed nią stały i się zachwycały. Któregoś dnia dostałam taką sukienkę. To było święto, że ho, ho. Lubiliśmy też kręcić się koło sąsiedniej cukierni. Okno tej ciastkarni było otwarte i cudowne zapachy rozchodziły się po okolicy. Więc zgraja ciągle głodnych dzieciaków ,,żebrała” pod oknem. Od czasu do czasu dostawaliśmy na desce stos skrawków przeróżnych ciast pysznych i pachnących. Lody też się trafiały. Ależ to smakowało. Dużo czasu spędzaliśmy razem, z rodzeństwem, z dzieciakami. Chodziliśmy na konwalie, na grzyby, na bagna, bawiliśmy się i brudziliśmy na bezpiecznych polankach. Często biegaliśmy po parku. Murki, kamienie, sad księdza, gdzie kusiły dojrzewające wiśnie. Był tam taki olbrzymi buk rosnący niedaleko resztki ocembrowanej fontanny w małym parku. Wspaniale się na nim bawiliśmy, wspinaliśmy się i przesiadywaliśmy wśród gałęzi. Drzewo stało naprzeciw naszego mieszkania i mama wołała nas przez okno na obiad lub po coś innego. Przy Katedrze Oliwskiej, w parterowym budynku mieściła się piekarnia ,,u Grubby”, do której często biegaliśmy po chleb. Jednego wrześniowego wieczoru szłam z chlebem z tej piekarni aleją kasztanową, a za mną jechał czarny samochód. Po jakimś czasie samochód zatrzymał się i jakiś mężczyzna poprosił, abym wsiadła, ale ja zaczęłam uciekać tak szybko, że nawet zgubiłam but. Wpadłam do kamienicy na Liczmańskiego, gdzie moja mama u sąsiadki szyła kołdrę, byłam blada jak śnieg i długo nie mogłam się odezwać. W tym czasie ludzi opowiadali historię o czarnej wołdze, która porywa dzieci na karmę do fermy lisów i norek.To były zupełnie inne czasy, niepewne, biedne, ale życie towarzyskie na naszej ulicy kwitło, i ludzie sobie pomagali. Nie we wszystkich domach były duchówki na przykład, więc, żeby upiec placek leciało się z blachą surowego ciasta do piekarni i potem odbierało takie upieczone, pachnące. Dobrzy ludzie, chyba państwo Redzimscy, mieli telewizor. Wpuszczali nas do swojego mieszkania, gdzie siedząc na podłodze oglądaliśmy z zapartym tchem wyświetlane filmy, cała gromada dzieci schodziła się na odcinki Zorro lub inne nadawane w tym czasie.
P2.
Serweta. W lewej części naszego domu mieszkała stara gdańszczanka, wspaniała kobieta, pani Agnieszka Wilke. Od niej kupiłam tą serwetę, to jest mój skarb i pamiątka. Razem z córką pani Agnieszka, babcia Wilkowa lub babcia Agnieszka, jak Ją nazywaliśmy, zajmowały półtora pokoiku. Mieścił się tam stół, tapczan i piec. Pamiątką ich dawnego, zamożnego życia było parę przedmiotów, które skrywało ich malutkie mieszkanko, buty z wężowej skórki, piękna porcelana, dzbanek pamiętający 1898 rok. Babcia Wilkowa jadała tylko gęsinę lub wołowinę, pijała kawę, nigdy herbatę. Mój syn Michał, nazywany przez babcię Michałk, od najmłodszych lat był jej ulubieńcem. Od czasu jak zaczął chodzić, babcia parzyła mu kawę, słabiutką (de lur), ale zawsze prawdziwą zmieloną wcześniej w ręcznym młynku. ,,Michałk może robić wszystko”, mówiła i na wszystko mu pozwalała. Mógł skakać po piramidzie poduszek ułożonych na tapczanie i bawić się tym, co trafiło mu do rąk. Zamówiła dla niego ,,na obstalunek” beżowe spodnie i kamizelkę w paski oraz wełniane czerwone rękawiczki pięciopalczaste. To wszystko dla dwuletniego dziecka. Michał dostał też od babci pierwszy rower. Jako zupełnie obca kobieta, przelała na niego całą swoją wielką miłość, ponieważ wcześnie straciła męża, a córka Władka, Walli jak ją nazywała, zginęła tragicznie w wieku 35 lat. Została zamordowana przez narzeczonego, bo nie chciała wyjść za niego za mąż. On po morderstwie powiesił się. Pani Wilkowa umarła w 1981 roku i jest pochowana na cmentarzu oliwskim. Do dziś cała nasza rodzina, a szczególnie syn Michał na Wszystkich Świętych odwiedza babcię na cmentarzu.
P3.
Pamiątka Pierwszej Komunii. Doskonale pamiętam ten dzień, konfesjonał i pierwszą spowiedź. Sukienkę miałam skromną, Władka, córka babci Wilkowej, zakręciła mi włosy. Dostałam parę groszy na lody i książeczkę do nabożeństwa od babci Agnieszki, którą kupiła w sklepiku na Polanki. Jedliśmy skromny, rodzinny obiad i biegaliśmy po Parku. Nie dostawało się wtedy żadnych wielkich prezentów. Był to ważny i uroczysty dzień i duże przeżycie dla dzieci.
Opracowanie tekstu: Magdalena Majchrzakowska