logo vivaoliva

projekt realizowany przez
Fundację Wspólnota Gdańska

logo wspólnota gdańska

Skarby Oliwian

skarby oliwian

Wesprzyj nas 1,5%

Jesteśmy Organizacją Pożytku Publicznego. Wesprzyj kulturę i sztukę przekazując 1,5% podatku:
KRS 0000286430

Podsumowanie roku 2023 - kliknij tutaj, aby zobaczyć

Podsumowanie roku 2022 - kliknij tutaj, aby zobaczyć

Dokumenty informacyjne

Skarby oliwian


skarby oliwian przeglądaj skarby o projekcie partnerzy kontakt galeria wszystkich skarbów

Leszek Kułakowski

Leszek Kułakowski, urodzony w Gdańsku w 1959 roku. Skończył szkołę gastronomiczną, liceum ogólnokształcące i Szkołę Muzyczną w klasie wokalu u prof. Aleksandry Łacińskiej. Pracował w Gdańskiej Operze i Filharmonii Bałtyckiej jako artysta chóru. Aktualnie pracownik Portu Gdańskiego "Eksploatacja". Z zamiłowania fotograf, członek Gdańskiego Towarzystwa Fotograficznego. Brał udział w wystawach zbiorowych: "Wokół Klimta” - wystawa fotografii secesyjnej w Starym Ratuszu , "Życie Gdańska" - wystawa w domu Uphagena, i wielu innych.

Fotografie skarbu/ów:
skarb skarb skarb skarb skarb skarb
Historia skarbu/ów:

Urodziłem się w Gdańsku Wrzeszczu w szpitalu przy ulicy Klinicznej. Najwcześniejsze wspomnienia mam z domu, który znajdował się na rogu ulic Mickiewicza i Kochanowskiego.
W pamięci widzę oszronioną szybę ozdobioną lodowymi diamencikami. Gorący oddech rozpuszcza lodową taflę i przez niewielki owal przezroczystej szyby mogę spoglądać z wysoka na ośnieżoną ulicę. Pamiętam mały pokój na poddaszu i kuchnię po drugiej stronie korytarza, w której stał marmurowy blat – na nim mój Tato tworzył bajecznie kolorowe cukierki. Wspominam też drzwi obok, które były dla mnie bardzo tajemnicze. Któregoś razu przekroczyłem ich próg i wszedłem do pokoju wróżki. Jeszcze po latach czuję niepewność, lęk i urok tego miejsca. Widzę, w oknie cukierni na rogu, bajeczny domek Baby Jagi cały z pierników – widzę Jasia, Małgosię i Babę Jagę. Przypominam sobie, w jaki sposób patrzyłem na szybę kiosku, gdzie na czarnym koniu siedział Zorro w czarnej pelerynie. Pamiętam jak bardzo marzyłem o tej zabawce, by po jakimś czasie ją otrzymać.
W 1965 roku otrzymaliśmy nowe mieszkanie, na osiedlu młodych przy ulicy Wejhera. Wtedy to jeszcze była Oliwa, która stanowiła wtedy wielki plac budowy. W tamtym czasie stawiano m.in. bloki przy ulicy Pomorskiej. Każdy ich nowy lokator, musiał później odpracować w czynie społecznym odpowiednią ilość czasu. Chodziłem wówczas do Szkoły Podstawowej nr 60. Wraz z kolegami, często znajdowaliśmy w wykopach naboje i amunicję z czasów wojny. Powoli plac budowy w Oliwie przekształcał się w osiedle. Najpóźniej rozpoczęto budowę Żabianki – terenu, gdzie były stare domki z kolorowymi ogródkami, w których królowały krasnale. Początkowo niektórzy lokatorzy trzymali w blokach kury, a pamiętam nawet i świnię, którą sąsiad trzymał w wannie. Gdy rozdano ziemię na działki, ludzie przenieśli tam inwentarz. Serial Stanisława Barei "Alternatywy 4", to jakby dokument tamtych lat.

Mam jednak opowiedzieć o skrzypcach, bo skrzypce to moja pamiątka.
Stare, smutne skrzypce, obolałe, bez duszy i gryfu, leżą zapomniane w futerale na szafie. Są jak wyrzut i krzyk, bo bardzo chciałbym by odżyły, zanuciły pieśń jaką grały od 1795 roku. Co grały w XVIII wieku nie wiem, ale mogę opowiedzieć co grały od 1944 roku. Najpierw jednak cofnę się kilka lat wstecz, by opowiedzieć o właścicielu tych skrzypiec  - moim Tacie.
Mój Tato urodził się na wschodzie, w miejscowości Kowel-Maniewicze, czyli gdzieś za Bugiem, na Kresach. Miejscowość ta, często przewijała się w rodzinnych opowiadaniach. Moi pradziadowie uprawiali dolinę, którą nazywano doliną Krajewskich, ponieważ tak babcia nazywała się z domu. Gdy miała 16 lat wydano ją za mąż za mojego dziadka, który był urzędnikiem kolejowym. W 1918 roku na świat przyszedł mój Tata. Kiedy wkroczyło rosyjskie wojsko, pradziadów wymordowano jako kułaków. Tato mój ożenił się ze śliczną Ukrainką. Gdy ta miała 18 lat, bandy UPA rozpoczęły czystki etniczne. Zaczęto mordować Polaków. Żona Taty prosiła, by uciekał, sama jednak nie chciała odejść, była pewna, że nic jej nie zrobią. Ze słów Taty wiem, że gdy usłyszeli o nadchodzących banderowcach schowali się z babcią. Żona Taty tego nie zrobiła. Gdy po odejściu banderowców wrócili z ukrycia, znaleźli ją z odciętą głową…
W czasie wojny babcia pomagała partyzantom. Tato mój też do nich należał, co po trochu zostało opisane w książce "Burzany" Józefa Sobiesiaka i Ryszarda Jegorowa. Niektórzy partyzanci, którym pomagała babcia, zostali po wojnie dowódcami. Później, gdy czasem nas odwiedzali, ich kierowcy obwozili mnie po ulicach Oliwy. Wspominam dziecięcą dumę, gdy siedziałem w admiralskiej wołdze.
Po wojnie mój Tato imał się różnych zajęć. Był artystą cyrkowym - akrobatą powietrznym, grał na instrumentach, wyrabiał cukierki, by wreszcie zostać marynarzem żeglugi portowej w randze porucznika.
Wróćmy jednak do naszej historii o skrzypcach. Któregoś dnia, kiedy w kieszeni płaszcza nie było już ani jednej monety, Tato wszedł do lombardu. Na ścianie wisiały skrzypce. Sklepikarz nie chciał ich wypożyczyć, więc Tato ściągnął z siebie płaszcz i dał mu go w zastaw. Ponieważ płaszcz był drogi, sklepikarz przystał na taką wymianę – płaszcz za skrzypce. Później Tato opowiadał mi, że grał na nich pod oknami domów, a ludzie rzucali mu monety. Było ich tyle, że pod koniec dnia wrócił do lombardu, wykupił płaszcz i kupił te skrzypce.
Na tych skrzypcach często grał. Moje dzieciństwo było otoczone dźwiękami, jakie się z nich wydobywały. Przedwojenne stare piosenki unosiły się w blokowisku na Wejhera.
Okruchy wspomnień pokazują mi mojego Tatę stojącego w oknie na trzecim piętrze i dającego radość słuchającej go blokowej publiczności.

Muzyka i dla mnie powoli stała się wielką pasją. W szkole podstawowej byłem chyba jedynym chłopakiem śpiewającym w chórze u pana Sarneckiego. Gdy miałem 15 lat śpiewałem w chórze Politechniki Gdańskiej i tam też rozpocząłem lekcje u pana Wielikańca. Później, gdy po zdanym egzaminie do Centralnego Zespołu Wojska Polskiego, ostatecznie zostałem solistą zespołu "Myśliwiec", rozpocząłem naukę wokalu w Szkole Muzycznej w Malborku u prof. Aleksandry Łacińskiej. Po wojsku zacząłem pracę jako artysty chóru w Operze Bałtyckiej. Zawsze pałałem wielką miłością do muzyki operowej. Byłem zdolny do wielu wyrzeczeń, by mój głos brzmiał prawidłowo. Niestety, po narodzinach moich dzieci, trzeba było wykazać się odpowiedzialnością i zająć się czymś, co pozwoli mi na wykarmienie dwójki piskląt.
Dzisiaj moją pasją jest fotografia. Nie usiłuję zatrzymać czasu. Fotografia jest drogą do rozwoju wrażliwości, daje możliwość dostrzeżenia tego, czego byśmy nie zobaczyli normalnie. Interesuje mnie człowiek, dlatego uwielbiam robić zdjęcia weselne. Fotografowanie Gdańska nocą, również dawało mi sporo satysfakcji. Możliwość pokazania swoich prac na wernisażach jest dla mnie sprawdzianem mojej wrażliwości.

wróc do góry