logo vivaoliva

projekt realizowany przez
Fundację Wspólnota Gdańska

logo wspólnota gdańska

Skarby Oliwian

skarby oliwian

Wesprzyj nas 1,5%

Jesteśmy Organizacją Pożytku Publicznego. Wesprzyj kulturę i sztukę przekazując 1,5% podatku:
KRS 0000286430

Podsumowanie roku 2023 - kliknij tutaj, aby zobaczyć

Podsumowanie roku 2022 - kliknij tutaj, aby zobaczyć

Dokumenty informacyjne

Skarby oliwian


skarby oliwian przeglądaj skarby o projekcie partnerzy kontakt galeria wszystkich skarbów

Izabela Faran

Izabela Faran, gdańszczanka urodzona w Zielonej Górze. Ukończyła ekonomię na Uniwersytecie Gdańskim. Do emerytury pracowała w Polskich Kolejach Państwowych.

„Po wojnie, w 1945 roku, moi rodzice z moim małym bratem oraz dziadkami (rodzicami mamy), przyjechali ze Wschodu i zatrzymali się w Toruniu. Tam mieszkali nieco ponad rok. Dziadkowie, wraz z moim chrzestnym ojcem (starym kawalerem, nauczycielem) i małym wnukiem pojechali do Zielonej Góry. Rodzice postanowili zaryzykować i  wybrali się do Gdańska. Zamieszkali w ,,kołchozie" na Jaśkowej Dolinie. Mieszkanie miało kilka pokoi, a mieściła się tam cała wielka rodzina - małżeństwa, kilka ciotek i wujków. Później rodzice przeprowadzili się do Oliwy na ulicę Obrońców Westerplatte, a następnie zamieszkali przy ulicy Grunwaldzkiej.
Ja urodziłam się w 1948 roku w Zielonej Górze, podczas pobytu mojej mamy u dziadków. Tam też zostałam i spędziłam dzieciństwo. Bratem i mną zajmowała się babcia. Gdy brat skończył średnią szkołę, to w wieku lat 17 przyjechał do rodziców do Gdańska i tutaj rozpoczął studia na Politechnice.
W grudniu 1961 roku do Zielonej Góry przyjechała moja mama i powiedziała, że zabiera mnie ze sobą do Gdańska. Byłam zrozpaczona, tak samo jak i moja babcia. Ale wróciłam i zamieszkałam z rodzicami i bratem w Oliwie, już przy ulicy Grunwaldzkiej.
Z pomocą przyjaciółki mojej mamy, która była żoną polonisty, pana Leona Wygonowskiego, przyjęto mnie do II Liceum Ogólnokształcącego we Wrzeszczu. Tam też zdałam egzamin dojrzałości w 1965 roku.
Kiedy wraz z bratem wyfrunęliśmy z domu rodzinnego to rodzice, w 1972 roku, przeprowadzili się na ulicę Bzową. Ja obecnie mieszkam na Zaspie.
Teraz jestem na emeryturze, ale w ogóle nie mam wolnego czasu. Jestem bardzo aktywna – chodzę na gimnastykę, na tańce, jeżdżę na rowerze. Mam cztery wnuczki i jednego wnuka. Jedna z wnuczek chodzi do szkoły koło naszego domu, a więc jest naszym codziennym gościem. Wnuczek do czasu pójścia do przedszkola (teraz ma 3,5 roku), też był pod naszą opieką, gdy rodzice byli w pracy.”

Fotografie skarbu/ów:
skarb skarb skarb skarb skarb skarb skarb skarb skarb skarb skarb skarb skarb skarb skarb skarb skarb
Historia skarbu/ów:

P1
To niezwykłe zdjęcie zostało wykonane w 1912 roku, w miejscowości Postawy na terenie obecnej Białorusi. Fotografia przedstawia uczniów szkoły podstawowej, wśród których jest wieloletni przyjaciel mojej rodziny - Apolinary Rutkiewicz.
Pan Apolinary urodził się w 1897 roku. Żył 79 lat. Pochowany jest z żoną na cmentarzu oliwskim.

P2
Te trzy zdjęcia prezentują pracowników kolei na Królewszczyźnie, w okolicach miejscowości Głębokie. Podejrzewam, że większość z nich pochodziła z Wilna.
Pierwsze zdjęcie zostało wykonane 15 lipca 1924 roku, przed biurem tamtejszego oddziału. Na zdjęciu jest na pewno mój dziadek Stanisław Lipiński i jego bliski przyjaciel pan Apolinary Rutkiewicz. Jeszcze kilka osób potrafię rozpoznać – pana Ajszpura  czy pana Litwinionka. Pamiętam ich z dzieciństwa. Pan Jan Ajszpur przyjeżdżał z żoną z Poznania do Zielonej Góry, by odwiedzić moich dziadków, a do rodziny Litwinionków jeździłam kilkakrotnie razem z mamą do Szczecina.
Kolejne zdjęcie zostało zrobione 8 października 1926 roku, również przed biurem oddziału na Królewszczyźnie.
A ostatnie zdjęcie pochodzi już z marca 1939 roku. Na zdjęciu jest mój dziadek Stanisław Lipiński, pan Apolinary Rutkiewicz, a także mój tata Michał Siwicki, który przez  krótki okres też pracował na kolei. Tata ukończył Prywatne Technikum Drogowe w Baranowiczach. Jak na tamte czasy, było to bardzo dobre wykształcenie. Po wojnie, ojciec mój, podjął w Gdańsku pracę w Hydrobudowie (pracował na stanowisku kierownika budowy) i był wierny tej firmie aż do emerytury, czyli do roku 1978. Po tacie zostało mnóstwo dyplomów i podziękowań za jego dobrą i fachową pracę. 

P3
Zdjęcie to pochodzi z 1936 roku. Dostałam je w „spadku” po panu Apolinarym, tak jak większość tu prezentowanych pamiątek. Zostało ono wykonano dokładnie 11 stycznia, na przyjęciu karnawałowym, na którym spotkali się kolejarze oraz ich rodziny. Na zdjęciu jest mój dziadek Stanisław Lipiński (urodzony w 1888 roku) oraz pan Apolinary Rutkiewicz z żoną Heleną.
W dokumentach mojego dziadka wielokrotnie natknęłam się na to, że jego nazwisko pisano w dwojaki sposób - „Lipiński” albo „Lipinski”. Wynikało to zapewne z tego, że nie przywiązywano zbytniej uwagi do poprawności danych zawartych w dokumentach. Pisano często odręcznie lub na maszynie.
Babcia pochodziła z bardzo dobrego domu. Jej ojciec miał wielki majątek, który później przehulał, jak to często się zdarzało w tamtych czasach. Jej małżeństwo z dziadkiem, który był kolejarzem, było mezaliansem i niestety nie było to małżeństwo udane, chociaż byli ze sobą około 50 lat.
Wychowywali mnie dziadkowie, którzy przeżyli wojnę, jednak na jej temat niewiele się w domu mówiło. Dziadek się po prostu bał, strach „chodził” ciągle za nim. Jak już mówił o wojnie, to zawsze szeptem. Takie wojna zostawiła ślady na ludziach…

P4
Pan Apolinary Rutkiewicz, przyjaciel moich dziadków, a potem rodziców, miał średnie wykształcenie, które uzyskał w Petersburgu. Pięknie mówił po rosyjsku! Gdy byłam  w liceum, moi rodzice wysyłali mnie do niego na lekcje języka rosyjskiego. Oczywiście nie byłam tym zachwycona.
Pan Apolinary przez całe swoje życie był związany z koleją. Prezentowane tu dyplomy, to tylko niewielka część dokumentów świadcząca o jego wielkim zaangażowaniu i poświęceniu w pracę w kolejnictwie.

P5
To wypis z metryki z Księgi Urodzonych Kościoła Rzymsko-Katolickiego w Baranowiczach. Dokument ten jest potwierdzeniem narodzin i chrztu mojego taty - Michała Siwickiego, syna Benedykta i Stanisławy z domu Mazurkiewicz.
Przez te „kartki z przeszłości” czasami sobie myślę, że jak człowiek jest młody, to jest trochę bezmyślny, bo nie interesuje się swoimi korzeniami, historią swojej rodziny. Dopiero w momencie, gdy już wszyscy najbliżsi odejdą, to się zaczyna zastanawiać… Ale często już jest za późno.

P6
Wiele dokumentów, nieznanego mi pochodzenia, tata zostawił mi w pewnej teczce. Znalazł się w niej też ten protokół. Posiada on taką oto treść:
„Działo się dnia 27 października 1924 roku w Urzędzie gminy Parafjanowskiej powiatu Duniłowickiego.
My niżej podpisani – Talaruk Włodzimierz, syn Piotra, lat 26, wyznania prawosławnego, stale zamieszkały przy stacji kolejowej Królewszczyzna, sądownie niekarany, i Jacoszek Marja, córka Michała, lat 28, wyznania rzymskokatolickiego, zamieszkała przy stacji kolejowej Królewszczyzna, sądownie niekarana - uprzedzeni  o odpowiedzialności karnej za fałszywe lub niezgodne z prawdą zeznanie, (…) stwierdzamy własnoręcznymi podpisami, że Wanda Lipinska z Dreszerów, córka Augustyna i Marji z Dziewczopolskich Dreszerów, urodziła się w Miłaszewie gminy Koreliczeskiej powiatu Nowogrodzkiego w roku 1897 dnia 15 września z rodziców Augustyna i Marji.
Własnoręczne podpisy świadków – Włodzimierza Talaruka i Marji Jacoszek, jako ludzi uczciwych i wszech miar godnych zaufania oraz wiarygodność ich zeznań, Urząd gminy Parafjanowskiej powiatu Duniłowickiego zaświadcza dnia 27 października 1924 roku.”

P7
To jest niezwykły dokument – akt uznania obywatelstwa mojej mamy Janiny Lipińskiej. Został on wydany 10 lutego 1939 roku w miejscowości Głębokie. Na tym dokumencie jest napisane, że mama rzekomo urodziła się w 1918 roku w Mińsku Litewskim. Pamiętam jednak, jak często mówiła, że nie wie dokładnie kiedy się urodziła – czy w 1917, 1918 czy może w 1919 roku. Przyczyna tego tkwiła w pożarach, które dwukrotnie zniszczyły cały dobytek rodziny.

P8
A to zdjęcia z mojego ukochanego Parku Oliwskiego. Pierwsze zostało wykonane 27 czerwca 1948 roku. Na zdjęciu są: Apolinary i Helena Rutkiewiczowie, Jadwiga Kułakowska (siostra pani Heleny) oraz pan Czesław Litwinionek (brat pani Heleny, a syn kolejarza Litwinionka). W tle widać zniszczony Pałac Opatów.
Po wojnie pan Litwinionek zamieszkał z rodzicami i teściami w Szczecinie. Tam żył do końca swoich dni. Natomiast pozostała trójka spoczywa w jednej mogile na cmentarzu w Oliwie. Ich grób jest pod opieką moją i mojego męża. Jest to dla mnie piękne zdjęcie, z historią w tle.
Kolejną fotografię wykonano w sierpniu 1962 roku. Przedstawia ona pana Apolinarego, jego szwagra z żoną i dziećmi oraz ich kuzyna pana Sacewicza, który po powrocie z zesłania na Syberię zamieszkał w Kętrzynie. Pamiętam, że jeden z tych małych chłopców został później stomatologiem. Jednak w wieku 13 lat wykryto u niego cukrzycę, która niestety wyrządziła mu nieodwracalne szkody w organizmie. Zmarł w wieku około 30 kilku lat, w dniu pierwszej komunii świętej swojego syna…
Na ostatnich dwóch zdjęciach, które zrobił  mój brat, widać mnie i moją koleżankę ze szkoły - spacerujemy po Parku Oliwskim, dokładnie 20 kwietnia 1963 roku. Z tą koleżanką, która też mieszkała w Oliwie, niedaleko ode mnie, dojeżdżałyśmy codziennie razem do szkoły we Wrzeszczu. Do dnia dzisiejszego utrzymujemy ze sobą kontakt.

P9
To jest zaproszenie na mój ślub, który odbył się w Katedrze Oliwskiej w 1968 roku. W tamtym czasie moi rodzice mieszkali przy ulicy Grunwaldzkiej 492 (obecnie w tym domu znajduje się kancelaria notarialna). Wesele odbyło się właśnie w ich mieszkaniu. Zmieściło się aż trzydzieścioro zaproszonych gości. Było super!
Już niedługo będziemy obchodzić z mężem Złote Gody.

P10
To są bardzo stare pocztówki z Oliwy, z 1947 roku. Na jednej z pocztówek widać piękny cis, który już teraz niestety choruje…
Często chodzę na cmentarz w Oliwie (gdzie nie spojrzę „leżą" znajomi) i zawsze z niego wracając przechodzę przez Park Oliwski, który bardzo lubię.
Oliwa jest mi niezwykle bliska, wiążą się z nią piękne wspomnienia. Pamiętam, jak w niedzielę po mszy, chodziłam z rodzicami na ulicę Opacką do pani Ali, przyjaciółki mojej mamy. Były to niezwykle miłe spotkania. Pani Ala była świetną gospodynią, zawsze czekały na nas różne pyszności. W tamtym czasie nie było jeszcze w domach telewizorów, a więc takie odwiedzanie się było na porządku dziennym. Wracając od pani Ali zawsze przechodziliśmy przez Park Oliwski.

Opracowanie tekstu: Ewa Labenz

wróc do góry