Projekt realizowany przez
Fundację Wspólnota Gdańska

Fundacja Wspólnota Gdańska

Wojciech Kałędkiewicz

Wojciech Kałędkiewicz, urodził się w 1949 roku w Gdańsku, obecnie mieszka w Bojanie. Z wykształcenia jest inżynierem. W Oliwie, przy ulicy Leśnej, a później przy ulicy Piastowskiej, spędził prawie całe swoje życie. Jego największą pasją było żeglarstwo, a obecnie interesuje się historią żeglugi, fotografią i oczywiście malarstwem. Posiada obszerny księgozbiór dotyczący tych dziedzin, jak również historii w szerszym zakresie. Syn znanego malarza - Zdzisława Kałędkiewicza.

„Rodzice moi zamieszkali w Oliwie w 1946 roku. Oboje pochodzili z Częstochowy, ale matka moja przez parę lat przed wojną mieszkała w Gdyni, gdzie jej ojciec był właścicielem i prowadził restaurację „Pod Orłem” przy ulicy Portowej.                        
Od urodzenia mieszkałem przy ulicy Leśnej w pobliżu kościoła Cystersów. Plac kościelny to nasze pierwsze boisko piłkarskie, a frontowa ściana południowej nawy to nasz mur treningowy do odbijania piłki, za co gromił nas z ambony proboszcz Alberyk.                                                                                        
Do szkoły posłano mnie do V LO, gdzie wówczas była to również szkoła podstawowa. Z tego okresu najbardziej utkwiła mi w pamięci, zorganizowana pod koniec szkoły podstawowej, czterodniowa wycieczka parowym statkiem bocznokołowym,  jak z „Rejsu” Piwowskiego, do Warszawy.  Tę wycieczkę, dziką Wisłą, z nocnymi postojami przy brzegu, w gronie rozrabiających kolegów i omijaniem piaszczystych łach, będę pamiętał do końca życia.
Mieszkając na rogu ulicy Leśnej i Podhalańskiej, na której to mieszkali profesorowie malarstwa: W. Lam, A. Fiszerowa i K. Śramkiewicz, z którymi łączyła mojego ojca przyjaźń i wspólna praca, dzięki kontaktom towarzyskim, przysłuchując się ich dyskusjom i oglądając obrazy, znajdowałem się w „czarodziejskim” świecie sztuki malarskiej.
Szkoła średnia, kontynuowana w V LO, to chyba najpiękniejszy okres w moim życiu. Wspólne szkolne przygody i zmagania uczniowskie, z indywidualnościami nauczycielskimi jak profesorowie (imion, przepraszam, nie pamiętam):  Stipalowa, Mogielnicka, Przesmycka, Kościńska, Żytkow, Paluszkiewicz, Paprocka oraz Marcinkiewicz, Żwir, Sokolnicki, Wysokiński, Prais, dawały wspaniałe przeżycia zawierające humor, przygodę i horror. Wycieczki rowerowe, przeważnie zarastającymi, przedwojennymi ścieżkami po stokach okolicznych wzgórz oliwskich lasów, były codziennością. W tym czasie, za sprawą mojego kuzyna Grzegorza, zacząłem uprawiać żeglarstwo w Polskim Klubie Morskim, powstałym w przedwojennym Gdańsku, który zrzeszał wtedy głównie polskich studentów z przedwojennej Technische Hochschule der Freiten Stadt Danzig. Kilku z nich reaktywowało klub po wojnie i miałem przyjemność pływać pod ich komendą, zwiedzając już wtedy trochę zachodnią Europę - mimo żelaznej kurtyny i siermiężnych warunków komunistycznego życia ograniczających możliwość zagranicznych wojaży. Również sam prowadziłem bliższe rejsy po Zatoce Gdańskiej i Zalewie Wiślanym, biorą za załogę kolegów z klasy.
W okresie mojej edukacji okazało się, że posiadam zdolności techniczne i tak przy wsparciu profesor  Stipalowej oraz namowach ojca, doświadczonego finansową biedą artysty, dostałem się na Politechnikę Gdańską, którą ukończyłem w 1973 roku jako inżynier budownictwa morskiego.
Gdy skończyłem studia, nie było trudno o pracę. Jeszcze podczas studiów otrzymałem stypendium z Hydrobudowy Gdańskiej.  Na początku nie było łatwo, szczególnie finansowo, a założyłem już rodzinę. Moje wykształcenie nie było doceniane. Zmieniłem więc pracę zatrudniając się jako hydrotechnik, w firmie zajmującej się energetyką. Pracowałem tam kilkanaście lat przy zagadnieniach hydrologicznych i hydrotechnicznych w Elektrowniach Wodnych, między innymi brałem udział przy budowie Elektrowni Wodnej w Żarnowcu. W okresie transformacji w Polsce imałem się różnych zawodów. Między innymi pracowałem jako żeglarz na jachcie u szwajcarskiego milionera. To był bardzo dobry i owocny okres w moim życiu. Później, w 1999 roku, znalazłem zatrudnienie w Zarządzie Morskiego Portu Gdynia S.A., gdzie kontynuowałem swoja pracę zawodową jako hydrotechnik. Jednocześnie, w tamtym czasie, brałem udział w budowaniu Fokarium na Helu, remontowaniu mola w Orłowie i pracowałem przy remoncie zabytkowego, bo z pierwszej połowy XIX wieku (powstałego w czasach Powstania Listopadowego)  Falochronu Wschodniego w porcie w Gdańsku. W zeszłym roku przeszedłem na emeryturę, ale nadal staram się trochę pracować w swoim zawodzie.
W Oliwie poznałem moją obecną żonę Joannę, pochodzącą z rodziny mieszkającej niedaleko, przy ulicy Liczmańskiego.
Myślę, że ważną postacią dla Oliwy był mój ojciec – Zdzisław Kałędkiewicz, dlatego chciałbym go upamiętnić, głównie poprzez jego obrazy. To one są dla mnie, oprócz wspomnień z młodości, największymi skarbami.”

Fotografie skarbu/ów:
skarb skarb skarb skarb skarb skarb skarb skarb skarb skarb
Historia skarbu/ów:

P1
Ojciec mój, Zdzisław Kałędkiewicz, urodził się w 1913 roku w Częstochowie.Jego edukacja z zakresu malarstwa dokonała się głównie w młodości poprzez samokształcenie. Studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, ale tylko przez dwa lata, do wybuchu wojny. W trakcie wojny „zaczepił się” na Politechnice we Lwowie, gdzie studiował u profesora Władysława Lama. W pierwszych latach wojny uczelnia często „przygarniała” młodych ludzi, studentów, by w tych okrutnych czasach zapewnić im jakąś egzystencję. Po wojnie, gdy profesor Lam otworzył pracownię malarską na Wydziale Architektury Politechniki Gdańskiej, zatrudnił mojego ojca jako swojego asystenta.
Po zakończeniu pracy na Politechnice, w Katedrze Malarstwa i Rysunku Wydziału Architektury, ojciec pracował na Akademii Sztuk Pięknych (wtedy była to Państwowa Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych w Gdańsku) oraz w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Gdyni Orłowie, gdzie pracował do emerytury. Malował  prawie do końca swojego życia, czyli do 2005 roku.

P2
Ojciec, prócz malowania, zajmował się historią sztuki. Miał dużą umiejętność przekazywania swojej wiedzy innym. Dużo też publikował w prasie - esejów i felietonów o sztuce. Było to zawsze dodatkowe źródło dochodów. Jako malarz, nie był do końca w stanie zapewnić bezpieczeństwa finansowego rodzinie – żonie i trójce dzieci.
Prezentowana książeczka to przemyślenia mojego ojca o życiu – jego filozoficzno-literacka twórczość. Wydana została przez Gdańskie Towarzystwo Przyjaciół Sztuki w 1998 roku. GDPS było bardzo zainteresowane twórczością ojca i wspierało go w jego poczynaniach. Jego aforyzmy publikowane są do dzisiaj w wielu antologiach aforyzmu polskiego i światowego.

P3
Od 1945 roku ojciec mój brał udział w wielu wystawach, zarówno indywidualnych jak i zbiorowych, w kraju i za granicą. Do dnia dzisiejszego są organizowane wystawy jego prac.
To jest katalog z wystawy, jednej z ostatnich mojego ojca, z Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie z 1998 roku. W katalogu tym znajdują się zdjęcia obrazów mojego ojca i jego fotograficzny portret, którego byłem autorem (ojciec bardzo go cenił). Zaprezentowane tu obrazy to – „Klif” z 1972 roku oraz „Pejzaż wiejski” z 1963 roku.

P4
Liceum Plastyczne w Oliwie również kiedyś zorganizowało wystawę prac mojego ojca. Inicjatorem tej wystawy był dyrektorem liceum Piotr Bogdanowicz. Wydarzenie to miało miejsce już po śmierci mojego ojca, w 2006 roku. Wystawę zatytułowano „Samotnik z Oliwy”, bo do ojca przylgnęło takie określenie. Mimo, iż miał grono przyjaciół i spotykał się z wieloma ludzi, raczej starał się unikać towarzystwa – wolał być sam ze swoimi myślami i twórczością. Zdjęcia do tego katalogu również były mojego autorstwa.

P5
To kolejny piękny katalog, który ukazał się rok po śmierci ojca. Publikacja ta została wydana przez Związek Artystów Plastyków w Gdańsku z okazji wystawy w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie. I do tego katalogu wykonałem kilka zdjęć.
Większość obrazów ojca znajduje się w różnych galeriach i muzeach, np. w Muzeum Narodowym w Gdańsku, w Warszawie czy Szczecinie, a także w innych muzeach. Duża część dzieł jest rozproszonych po świecie, znajduje się u prywatnych kolekcjonerów w kraju i za granicą. Sporo obrazów zostało też podarowanych rodzinie i przyjaciołom.
Ojciec często malował Oliwę. Na zeprezentowanych zdjęciach są właśnie niektóre jego obrazy oliwskie.
Pod koniec swojej działalności twórczej, w 1999 roku, ojciec został laureatem Medalu Księcia Mściwoja II, nadanym mu przez Kapitułę Medalu i Radę Miasta Gdańska.
Myślę, że śmiało można określić mojego ojca jako zasłużonego „oliwianina”.

Opracowanie tekstu: Ewa Labenz