Projekt realizowany przez
Fundację Wspólnota Gdańska

Fundacja Wspólnota Gdańska

Aniela Zienkiewicz

„Od listopada 2015 roku mieszkam w moim, mam nadzieję docelowym, czwartym domu w Oliwie. Pierwszym był Hotel Asystencki UG przy ulicy Polanki, gdzie spędziłam bajecznie błogie dzieciństwo w towarzystwie watahy innych dzieci pracowników UG. Później przeprowadziliśmy się bliżej Żabianki i to na tę stację kolejki było najbliżej. Tam byłam nastolatką. Mój trzeci oliwski dom mieścił się przy ulicy Piastowskiej, od niedawna przynależnej do Przymorza Małego. To pierwszy samodzielny „dorosły” dom. Teraz z okien, razem z moją własną rodziną, widzę Katedrę Oliwską. Oliwa jest zapisana w mojej krwi, mimo że moi rodzice trafili do niej z różnych stron Polski – z Lublina i z Lęborka – na studia. Każdy z moich domów znajdował się w zupełnie innej części naszej dzielnicy, w każdej czuję się doskonale, mam swoje ścieżki. Ulubiona piekarnia „Polanka” na rogu Polanek i Chełmońskiego, skąd brało się lody do termosu. Nieśmiertelna budka z zapiekankami przy pętli tramwajowej. Wszystkie stawy na Potoku Oliwskim, a potem Jelitkowskim. No i lasy, które przemierzałam odkąd nauczyłam się chodzić i gdzie dziś uczy się pokonywać wyboiste korzenie w pierwszych miesiącach na własnych nogach moja córka, Oliwianka.”

Fotografie skarbu/ów:
skarb skarb skarb skarb skarb skarb skarb
Historia skarbu/ów:

P1
Supeł, pierwszy pies. Przybył do naszego domu chyba jeszcze przede mną. Imię wymyśliła mu moja siostra, która też podobno sprowokowała jego obecność u nas, mówiąc, że mama nie ma na czym oprzeć głowy. Bo to pies – poduszka. Odkąd go poznałam, szeptałam na ucho rodzicom, że chciałabym, żeby zamieszkał u nas też taki prawdziwy pies. W oliwskim domu nr 2 był więc Ruf, sznaucer, a w domach nr 3 i 4 – Syrop, owczarek. Ale to Supeł był moim psim archetypem. Co ciekawe, tak samo nazywał się mój trener szermierki z SSP 70 przy VII Dworze.

P2
Floret. Szermierka byłą pierwszym sportem, który trenowałam. Potem było przelotne pływanie i długo unihokej. Na treningi trafiłam w drugiej klasie, podczas gdy normalnie klasy sportowe zaczynały się od klasy trzeciej. Jednak nie było mi pisane zostać zawodnikiem, mimo świetnej pracy trenerskiej pana Grzesia Supła. Miał do nas zupełnie inne podejście niż trener chłopaków. Wiedział, że dziewczęca psychika potrafi być bardzo delikatna. Świetnie wspominam czasy 10 godzin wychowania fizycznego tygodniowo, mimo że nie jeździłam na zawody, a podczas szkolnych turniejów kibicowałam kolegom grającym w Warhammera w kącie sali, bo odpadliśmy w pierwszej fazie zawodów. Więcej szczęścia miałam w unihokeju. Tydzień temu otrzymałam mój ósmy złoty medal Mistrzostw Polski.

P3
ZOO i Park Oliwski. Mój ojciec jest z wykształcenia biologiem i podczas licznych spacerów – po lasach, po Parku Oliwskim i ZOO, po przedstawieniu łacińskiej nazwy danego gatunku rośliny lub zwierzęcia, opowiadał o nim. Do dziś pamiętam, że dzika róża to rosa rugosa. Mieliśmy wydeptane ścieżki w Parku, gdzie w ogrodzie botanicznym najlepiej bawiło się w chowanego i skakało po kamieniach przez rzekę przy wodospadzie. W ZOO trzeba było daleko szukać zielonej trawy, którą można było karmić kozy i lamy. Pamiętam też, że byłam zawsze dziwnie zmęczona, kiedy zbliżaliśmy się do miejsca, w którym mieszkały wilki, a to za sprawą wierszyków czytanych przez tatę na dobranoc. Zawsze wielkie wrażenie robił też na mnie wielki posąg pingwina, stojący do dziś na swoim postumencie. Chyba każde dziecko doznawało zawodu gdy odkrywało, że prawdziwe pingwiny są pięć razy mniejsze.

P4
Drabinki. Enklawa bezpieczeństwa, przygody i przyjaźni. Plac zabaw za Hotelem Asystenckim UG, zwany drabinkami. Tam się działo wszystko, wspinanie na szczyty jabłonek, zwieszanie się z trzepaków, tajny Klub Ru w krzakach dzikiej róży, mirabelkowy grad, przekopywanie się przez piaskownicę do Australii, prowiant spuszczany przez rodziców, wujków i ciocie w koszykach zawieszonych na linie.

Opracowanie tekstu: Ewa Labenz