Danuta Chyła
Danuta Chyła, urodzona w Gdańsku, sercem – oliwianka. Nauczycielka wychowania fizycznego w gimnazjum na Zaspie.
„Całe moje życie „kręci” się wokół Oliwy i okolic. Skończyłam IX Liceum Ogólnokształcące, które kiedyś nazywane było oliwskim. Wcześniej mieszkałam na Przymorzu i ukończyłam Akademię Wychowania Fizycznego i Sportu. Gdy wyszłam za mąż zamieszkałam z mężem w Oliwie. Moja historia rodzinna, jeżeli chodzi o miejsce zamieszkania, zatoczyła koło.
Moje ukochane miejsca w Oliwie to wzgórze Pachołek, Dolina Radości i lasy oliwskie. Cała Oliwa jest dla mnie piękna. Często chodzimy z mężem na spacery do Parku Oliwskiego oraz w okoliczne dzielone tereny.
Bardzo lubię czytać o Oliwie, o jej bogatej historii. Myślę, że gdyby moi dziadkowie nadal żyli, mogłabym dowiedzieć się jeszcze więcej. Ale wiem, że dobrze im się tu mieszkało, mimo ciężkiej sytuacji spowodowanej wojną.
Pamiętam jak babcia opowiadała o pewnym miejscu w Oliwie, w Parku Oliwskim, między szpalerami drzew w części francuskiej, z którego było widać morze. Kiedyś tak przycinano drzewa wzdłuż ulicy Piastowskiej. Mam nadzieję, że kiedyś i ja je zobaczę z perspektywy mojej kochanej Oliwy.”
Historia skarbu/ów:
P1
To dwa zdjęcia zrobione w Parku Oliwskim, prawie w tym samym miejscu i dokładnie w tym samym „układzie”. Dzieli je szmat czasu – prawie 60 lat. Na obu zdjęciach jest moja mama (po lewej stronie), koleżanka mamy i siostra mamy.
Pierwsze zdjęcie zostało zrobione w roku 1957, a drugie w roku 2015.
P2
Moi dziadkowie poznali się w Oliwie. Pracowali razem w hotelu „Niemiecki Dwór”, który później funkcjonował jako przychodnia. Obecnie ten budynek został wyburzony. Mój dziadek pracował w tym hotelu jako kelner. Babcia była kucharką, wspaniale gotowała. Bardzo szybko została szefową kuchni w tym hotelu. Była niezwykłą osobą.
To jest pocztówka, którą moja babcia wysłała do dziadka z Oliwy w 1930 roku, kiedy on prawdopodobnie przebywał na urlopie w Tczewie. Tam był jego rodzinny dom. Pocztówka została napisana w języku niemieckim.
P3
To przedwojenna forma do budyniu. Pamiętam jak moja babcia robiła nam deser – budyń w kształcie owoców, który polewała gęstym sokiem wiśniowym. Po latach dostałam tę formę i robiłam w niej podwieczorek dla moich dzieci, gdy były jeszcze małe. Taka mała rzecz, a tyle wspomnień… o zwykłym życiu.
Opracowanie tekstu: Ewa Labenz