Jarosław Sokołowski
Moimi największymi skarbami są wspomnienia o mojej rodzinie oraz opowiedziane przez nią historie, które chciałbym przekazać innym ludziom.”
Historia skarbu/ów:
P1
To jest tak zwana baba białoruska. Jest to zabawka, którą bawiłem się w dzieciństwie, tak jak i mój ojciec. Pochodzi ona z lat przedwojennych, z terenów kresowych.
Zdjęcie zostało zrobione właśnie na Kresach Wschodnich, w małym miasteczku Słonim. Widać na nim kawałek domu, w którym mieszkał mój ojciec. Na zdjęciu jest mój tata Tadeusz ze swoją mamą, siostrą i starszym bratem. Zdjęcie zostało zrobione we wrześniu 1935 roku.
P2
To jedyna pamiątka poniemiecka, którą posiadam. Pochodzi ona prawdopodobnie z lat przedwojennych. Należała ona do niemieckich właścicieli naszego dawnego domu w Szczecinie. Dom ten mieszkaliśmy został wcześniej splądrowany przez szabrowników. Niewiele zostało rzeczy. Ale ostała się ta cukierniczka, która była używana w naszym domu. Teraz jej nie używam. Nie chcę, żeby jeszcze bardziej została zniszczona.
P3
Na tym zdjęciu są moi pradziadkowie ze strony mojego ojca - Konstanty i Anna Sokołowscy. Moja prababcia była szlachcianką, co jest zaznaczone w stroju, który ma na sobie. Dziadek jest ubrany tak, jak ubierali się wtedy wszyscy mężczyźni, bez względu na pochodzenie społeczne. Zdjęcie to zostało zrobione w 1865 roku. Niestety gdy się urodziłem pradziadków już nie było na świecie. Konstanty Sokołowski zmarł w czasie wojny polsko-bolszewickiej, prawdopodobnie w 1920 roku. Nie zginął w trakcie trwających walk, tylko umarł z głodu.
P4
Oto mój dziadek – Józef Sokołowski. Zdjęcie to zostało zrobione w latach 1920-1926, w czasie, gdy dziadek służył w Korpusie Ochrony Pogranicza. Na fotografii widać mundur, który nosili członkowie tej formacji wojskowej. Po zakończeniu służby w KOP-ie, dziadek wstąpił do orkiestry wojskowej.
P5
To zdjęcie rodziny ze strony mojego ojca – rodzina Chodyko. Zostało ono zrobione przed I wojną światową, niestety nie udało mi się ustalić kiedy dokładnie. Na zdjęciu jest moja babcia (mama mojego taty), jej brat (ksiądz), jej dwie siostry i ojciec, czyli mój pradziadek.
P6
To są zdjęcia mojej mamy, które zostały wykonane w miejscowości Braunschweig. Mam do nich wielki sentyment. Na pierwszym widać moją mamę jako siedemnastoletnią dziewczynę. Zdjęcie zostało zrobione zaraz po przyjeździe do fabryki w 1941 roku. Mama spędziła tam prawie cztery lata. Nadano jej numer – każda osoba była w ten sposób oznaczana.
Na kolejnych dwóch zdjęciach, zrobionych w 1943 roku, jest grupa młodych dziewczyn, w tym moja mama Halina, pracujących przymusowo w Niemczech, w fabryce konserw. Były tam produkowane między innymi puszki z groszkiem, które później były wysyłane na front żołnierzom.
Wszystkie dziewczyny dostawały kieszonkowe i pewnego dnia zamówiły fotografa, by im zrobił zdjęcie. Na jednym ze zdjęć widać wyłaniającą się zza drzwi majstrową, która wygląda z zainteresowaniem co się dzieje – nie miało jej być na tym zdjęciu. Akurat w momencie jego zrobienia ukazała się w drzwiach. Po zrobieniu tego zdjęcia majstrowa poszła zawołać dyrektora zakładu i kierownika zmiany. Chciała by dziewczyny zostały przez nich ukarane. Jednak oni bardzo chętnie dołączyli do kolejnego zdjęcia, a dziewczyny, w tym moja mama, nie poniosły żadnych konsekwencji za zrobienie sobie zdjęcia w czasie pracy.
Mama bardzo często opowiadała o tym ciężkim dla niej okresie, który spędziła daleko od domu. Ale mówiła o tym nie wylewając łez. Jej ówczesna sytuacja była lepsza, niż innych osób zesłanych do pracy przymusowej czy więźniów. Była dobrze traktowana, często mogła wychodzić, bo pracowała też jako goniec, przynosząc mleko dla jeńców francuskich czy zanosząc dokumenty na pocztę.
Czasami, podczas rozmów o moim tymczasowym pobycie w Niemczech (już dawno po zakończeniu wojny), gdy opowiadałem mamie jakie trudności napotykałem na swojej drodze (np. brak zrozumienia języka niemieckiego), wspominała o tym, co spotkało ją, mówiąc zawsze „A ja…”. Pamiętam, jak często mówiła o swojej podróży z Brunszwik do Osnabrik, gdy jechała na pogrzeb swojego kuzyna, który zginął podczas bombardowania. Mówiła, że jest Ślązaczką, by być lepiej potraktowaną przez niemieckich podróżnych.
P7
To są moi dziadkowie ze strony mojej mamy – Leon i Julia Wojciechowscy. Dziadek był policjantem, widać na zdjęciu jego mundur policyjny. Zdjęcie zostało zrobione w latach 20. XX wieku, w miejscowości Równe na Kresach Wschodnich.
Opracowanie tekstu: Ewa Labenz