Skarby oliwian
Włodzimierz Babicki
Włodzimierz Babicki architekt, z Białowieży, gdzie się urodził, przez Elbląg, gdzie przez pewien czas był głównym urbanistą, trafił do Gdańska. Do Oliwy pierwszy raz przyjechał do cioci, później odnalazł tu miłość i swoje miejsce. Oliwa uwiodło go estetyką, historią, położeniem, dała natchnienie i inspiracje.
„Do Oliwy pierwszy raz przyjechałem na Boże Narodzenie w 1947 roku. Przyjechałem w odwiedziny do siostry mojej mamy, cioci Paulinki Pełczyńskiej, która dawniej mieszkała w Lublinie, a tu właśnie przeniosła się po wojnie do zamężnej już córki Marysi. Z tych świąt, a w szczególności z wieczoru wigilijnego, najbardziej pamiętam obżarstwo. Przyjechałem z Białowieży, byłem trochę niedożywiony, więc wszyscy podtykali mi najlepsze kąski. Tak się najadłem, że trudno mi było chodzić. Oliwa od razu mi się spodobała i zwróciła uwagę swoją odmiennością od tego co znałem do tej pory. Tu, przed każdym prawie budynkiem, był kwietnik często otoczony metalowym parkanikiem. Dla mnie to była nowość. U nas w Białowieży przed domem stały ławki czy ganki, na których się przesiadywało. Kolejna sprawa, tu w Starej Oliwie w paru miejscach chodniki miały czerwoną nawierzchnię. To był asfalt zmieszany z tłuczoną cegłą. Wyglądało to niesamowicie. Potem, z biegiem czasu, niestety ubytki wypełniano już klasycznie, nikt nie zawracał sobie tym głowy, żeby ten kolor utrzymać. W większości odwiedzanych przeze mnie oliwskich mieszkań były piece, nie kominki, tylko piękne kaflowe piece najczęściej usytuowane w rogach pomieszczeń. Była w nich także taka wnęka na czajnik z gorącą wodą czy herbatą. Stawiało się go tam, żeby dłużej trzymał ciepło. Piece, a czasem i te wnęki, zamykane były ozdobnymi żeliwnymi drzwiczkami. U cioci Paulinki, w domu przy ulicy Słonecznej 2 też taki piec był. Zainteresowało mnie również, że mieszkania w oliwskich kamienicach często były w amfiladzie. Wszystkie pokoje miały drzwi do przedpokoju, a także między sobą. Było to bardzo użyteczne szczególnie w czasach kiedy do Oliwy przyjeżdżało wielu letników.
Do Gdańska przyjechałem na dłużej, po tym, jak ukończyłem technikum budowlane w Lublinie. Wówczas obowiązywał nakaz pracy dla absolwentów techników budowlanych. Na studia trzeba było zostać wytypowanym. I ja właśnie, pomimo, że nie należałem do ZMP, dostałem takie wyróżnienie. Początkowo chciałem iść do Krakowa, ale ostatecznie trafiłem do Gdańska. Przed egzaminami na Politechnikę organizowany był kurs rysunku, na który uczęszczałem, ale to i tak był cud, że dostałem się na tą uczelnię. Na egzaminie pani Fiszerowa stała za moimi plecami, długo nic nie mówiła tylko się przyglądała i w pewnym momencie szepnęła: „Tak trzymaj to profesor Lam lubi”. Po tych słowach dostałem takiego szfungu, że szkoda gadać. To jest coś niesamowitego jak taka pochwała może dodać pary. Dostałem 4+ u profesora Lama”
Fotografie skarbu/ów:
Historia skarbu/ów:
P1. Oliwa
Oliwa jest dla mnie miejscem szczególnym. Mam wiele szacunku dla jej historii i architektury.
Ulubione miejsca w Oliwie opisałem w wierszach.
P2. Dom
Z żoną i małym synkiem początkowo mieszkaliśmy na Wąsowicza, następnie przenieśliśmy się do wolnostojącego domu, z ogrodem na Tetmajera. Dom był budowany w latach 30 tych XX wieku według niemieckiego projektu przez polską firmę z Gdyni. Pierwszym właścicielem był Wilhelm Grimmann. Na poddaszu, na krokwiach zaznaczono daty narodzin dzieci Grimmannów: Manfred 15.07.1934, Helge 7.02.1937. Obok wyryto swastykę. Obok domu, przez ogród płynął wówczas strumyk tworząc w pobliżu rozlewisko w postaci stawu i oczka wodnego. W stawie były ryby, w oczku, tym bliżej obecnej ulicy Grottgera, hodowano rośliny wodne i ślimaki dostarczane do restauracji w Sopocie. Staw otaczały buki i brzozy, które z czasem wyrosły na pokaźne drzewa. Po wojnie staw zasypano, stare drzewa wycięto. Teren przekazano pod budowę bloków. Na miejscu oczka wodnego postawiono pawilon. Wracając do Grimmannów wspomnę, że rodzina uciekła do Niemiec. Dom na Tetmajera w 1945 roku zajęli rosyjscy oficerowie. Po ich wyprowadzce zakwaterowano tu 7 osobową rodzinę dyrektora szkoły w Oliwie, pana Majorkiewicza. Po jakimś czasie zamieszkaliśmy i my, ja i moja żona Helena Droszyńska – Babicka córka polskiego działacza polonijnego z Oliwy. Oczywiście nie było to takie proste, wymagało starań i wirtuozerii w dziedzinie mieszkaniowych zamian. Proszę sobie wyobrazić, że między innymi dałem 34 ogłoszenia do gazety, aby te przeprowadzki doszły do skutku. Wspomniany wcześniej Manfred, syn Grimmannów, odwiedził nasz dom kilkanaście lat po wojnie, biegał od piwnic po strych, wspominał swoje dziecięce lata. Dotykał roślin, porównywał co było, co przybyło.
P3. Portret mamy
Tu u nas w domu na ścianie powiesiłem zdjęcie mojej mamy Heleny Dytkowskiej. Zrobione zostało kiedy mama była jeszcze panną, czyli przed 1931 rokiem. Mama urodziła się w Busku-Zdroju. Ojciec pochodził z Białowieży, z bolszewikami się bił i podczas tych walk przeziębił kręgosłup. Pojechał na rekonwalescencję do Buska-Zdroju. Poprosił o kwaterę w domu rodzinnym mojej mamy, miejsca akurat nie było, bo cała rodzina zjechała na lato, ale tak mu się widocznie panna spodobała, że zdecydował się spać w stodole. Taki był początek pięknej miłości.
P4. Album rodzinny
Album rodzinny podzieliłem na dwie części. Z prawej strony rodzina mamy – Dytkowscy, z lewej taty – Babiccy. Rodzice, babcie, dziadkowie, ciotki, których było bardzo dużo. Wszystkim polecam taki układ rodzinnego albumu, bo można wówczas porównać jacy byli jedni i drudzy w tym samym czasie. Ojciec tak wyglądał, mama tak wyglądała, a potem już wspólne życie.
P5. Ostatnia wieczerza
Przechowuję kilka szczególnie ważnych dla mnie przedmiotów. Należą do nich miedzy innymi płyty winylowe z muzyką poważną, książki o Gdańsku, ale i rzeczy. Na przykład jest wśród nich cykl prac artystycznych stworzonych w różnych technikach na wzór Ostatniej wieczerzy Leonarda da Vinci. Mam malutki slajd i taki obraz z wosku, a także odlew z metalu. Waży 8 kg, konkretna sprawa. Lubię otaczać się pięknymi rzeczami, które wywołują piękne wspomnienia. Lubię, żeby były blisko. W każdej chwili mogę je dotknąć, posłuchać, poczytać.
Opracowanie tekstu: Magdalena Majchrzakowska
wróc do góry