Skarby Oliwian
Wesprzyj nas 1,5%
Jesteśmy Organizacją Pożytku Publicznego.
Wesprzyj kulturę i sztukę przekazując 1,5% podatku:
KRS 0000286430
Podsumowanie roku 2023 - kliknij tutaj, aby zobaczyć
Podsumowanie roku 2022 - kliknij tutaj, aby zobaczyć
Dokumenty informacyjne
Skarby oliwian
Roman Krzyżanowski (herbu Dębno), urodzony 3 maja 1926 roku w Grudziądzu. W Oliwie mieszka od 1945. Kolekcjoner zdjęć i dokumentów, nie tylko oliwskich.
"Urodziłem się w Grudziądzu, ale miejsce zamieszkania zmieniałem chyba z 20 razy. Mieszkałem w Grudziądzu, w Lubawie, w Osiu, w Starogardzie, w Toruniu, w Lublinie, w Poznaniu i w Krasnymstawie. Ponadto w Algierii, w Kuwejcie i w Arizonie. Byłem przez całe swoje życie bardzo mobilny. Do Oliwy przyjechałem z rodziną w lipcu 1945 roku. Mogliśmy przyjechać wprawdzie miesiąc lub dwa wcześniej, ale musiałem jeszcze skończyć szkołę, czwartą klasę w gimnazjum mechanicznym. To wstrzymało nasz wcześniejszy przyjazd do Gdańska. Od lat kolekcjonuję zdjęcia. Wszystkie one są dla mnie skarbami! Trudno byłoby mi wybrać kilka. Zawsze wydawało mi się, może jest to takie naiwne myślenie, że po sobie trzeba coś zostawić. Dzisiaj jest tyle zdjęć w internecie i w telefonach, ale co potem zostanie? Naprawdę niewiele. Ludzie nie przywiązują do tego wagi. Ale ja tak, tak jak ważne było to dla moich rodziców, szczególnie mojej mamy. Ważne jest to, żeby te fotografie były, pokazywały jak żyły poprzednie pokolenia. Przecież sroce spod ogona nie wypadliśmy…Trzeba to kontynuować. Chciałbym, żeby mój album ze zdjęciami przetrwał jak najdłużej. Mam nadzieję, że moje dzieci, wnuki i prawnuki zadbają o to i będą dalej zbierać uwiecznioną historię naszej rodziny."
Fotografie skarbu/ów:P1
To jest zdjęcie zrobione na ul. Derdowskiego 9a, rok 1946, miałem 21 lat. Minął już kawał czasu…To było nasze drugie mieszkanie w Oliwie. Na zdjęciu jest moja mama Helena i mój brat Ziemowit, 4 lata młodszy ode mnie. Nie pamiętam kto zrobił to zdjęcie, trudno mi powiedzieć. Być może zostało zrobione ze statywu? Ja często tak robiłem, czemu dziwił się znany gdański fotograf Stefan Figlarowicz, oglądając moje zdjęcia. Dawniej miałem aparat z nakręcanym samowyzwalaczem. Wystarczyło odpowiednio go ustawić, nacisnąć przycisk i szybko biec gdzie potrzeba, żeby zdążyć ustawić się do zdjęcia. To był bardzo fajny i prosty sposób robienia zdjęć. W mojej kolekcji jest dużo takich fotografii, wykonanych właśnie przez aparat z samowyzwalaczem.
To zdjęcie jest dla mnie symboliczne. Zatrzymaliśmy się tam jako jedni z pierwszych, którzy tu przyjechali. Wcześniej byłem na rekonesansie w Bydgoszczy. Pojechałem tam do mojego wuja, ciotki i kuzynowska, którzy tak jak cała moja rodzina zostali wysiedleni do Generalnej Guberni. I postanowiliśmy wszyscy, zresztą w trakcie wojny były też takie dyskusje, że jak wojna się szczęśliwie skończy, to wrócimy na Pomorze. I wróciliśmy. A całą wojnę spędziłem na Lubelszczyźnie.
Na Derdowskiego mieszkaliśmy bardzo długo. Ja nie mieszkałem tu przez cały czas, ponieważ wyjechałem do Poznania na studia inżynierskie. Mieszkała tam moja mama z moim bratem, później również mój brat Ziemowit z żoną. To mieszkanie nadal jest we władaniu rodziny Krzyżanowskich.
P2
To zdjęcie zostało zrobione na ulicy Pomorskiej w 1945 lub 1946 roku, na pewno nie później, bo czołg został szybko usunięty. Na lufie czołgu T-34 po lewej siedzę ja, w środku mój przyjaciel Józef Kobryń, który w czasie okupacji przez rok mieszkał z nami, a po prawej siedzi mój brat Ziemowit.
Z tego zdjęcia zrobiono później plakat, który wisiał na wystawie fotografa Stefana Figlarowicza w Pałacu Opatów. Nie pamiętam kto osobiście wykonał to zdjęcie.
Kiedy patrzę na to zdjęcie przychodzą mi na myśl tylko nieprzyjemne myśli. Jaki ten świat jest straszny, że ludzie się mordują i że jest tyle wojen. Mimo, że jestem „człowiek wojskowy”, przez 6 lat byłem w wojsku, w lotnictwie, to z wielkim smutkiem patrzę jak ogromne wysiłki ludzie wkładają po to by się mordować. To okropne! Ale niestety tak było i będzie do końca świata.
P3
Zdjęcie zostało zrobione na ul. Obrońców Westerplatte 37. To była jesień (widać po mojej kurtce) 1945 roku. To był dom, który zajmował Förster z rodziną. Zdjęcie zrobił mój przyjaciel Józef Kobryń, który zamieszkał z nami. W tym budynku znajdowała się Komenda Rejonowa Straży Ochrony Kolei w Oliwie. Mój ojciec wybrał to miejsce wierząc, że będziemy tam bezpieczni.
Gdy mieliśmy przyjechać na Wybrzeże, Niemcy obawiali się, że będą wszyscy wyrzucani i godzili się na przyjmowanie polskich rodzin, żeby uniknąć wysiedlenia. Nie było wiadomo czy będziemy egzystować razem czy osobno. Mój ojciec znał niemiecki i uzgodnił z rodziną Försterów, że zajmiemy dwa pokoje w tym pięciopokojowym mieszkaniu. Jednak niedługo po naszej przeprowadzce wszyscy Niemcy uciekli.
Przed kilku laty zrobiłem sobie zdjęcie na tle tych samych drzwi. Często tak robię – tak było kiedyś, tak jest teraz. Mam wielki sentyment do tych drzwi. Cieszę, że udało mi się zakupić ich zdjęcie po wystawie fotograficzki Marii Gąseckiej „Magia oliwskich drzwi” w Galerii Sztuki Warzywniak.
P4
To jest zdjęcie z kursu wstępnego na Politechnice Gdańskiej, przed budynkiem Conradinum, rok 1946. Ja stoję pod ścianą, a przy pocisku klęczą Dariusz Bogucki i Tomir Bałut.
Ja i moi przyjaciele byliśmy trochę pokrzywdzeni przez ówczesny system. Kończyliśmy gimnazja, nie licea. Żeby dostać się na Politechnikę należało „nadrobić program” na kursie wstępnym.
Co robimy na tym zdjęciu? Zastanawiamy się co zrobić z tym reliktem z czasów wojny – pociskiem artyleryjskim. W końcu go zostawiliśmy. Mimo, że cała nasza trójka była „wojskowo uświadomiona” (np. Darek Bogucki był w Szarych Szeregach w Armii Krajowej), woleliśmy nie ryzykować.
Darek i Tomir byli moimi kuzynami. Od małego byliśmy ze sobą bardzo związani. Moi dziadkowie mieszkali w Grudziądzu i co roku, w wakacje, podejmowali tam wszystkich wnuków i całą pozostałą rodzinę. To było prawdziwe życie rodzinne. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Dzisiaj już tego nie ma…
P5
To zdjęcie zostało zrobione na Pomorzu Zachodnim, gdzieś w okolicach Koszalina, w roku 1946.
Pojechaliśmy tam z moim przyjacielem Józkiem trochę pobiwakować i na polowanie, ponieważ była tam olbrzymia ilość zwierzyny łownej. Pierwszy raz w życiu byłem na polowaniu i też ostatni. Miałem karabin Mausera, na ścieżkę wyszedł koziołek, wycelowałem. Ale w ostatniej chwili pomyślałem – nie, to nie ja, nie mogę być takim „bandytą”. I zrezygnowałem na szczęście.
Na tym zdjęciu pływam po jeziorze w zbiorniku lotniczym na paliwo, który miał około 300 litrów pojemności. Zbiornik ten miał już wykuty otwór, więc był przystosowany do pływania. Bardzo trudno się na nim pływało, było bardzo wywrotny, bo nie było kilu.
Zdjęcie to zrobił mój przyjaciel Józek, który mieszkał z nami. Jego rodzice rozwiedli się, nie miał się gdzie podziać. A moja mama usiłowała pomagać wszystkim jak się dało. W czasie wojny była tak zwaną „mateczką chrzestną”. Czerwony Krzyż raz na jakiś czas wysyłał taki przekaz, że można zrobić paczkę dla jeńca wojennego. Moja mama miała dwóch takich chrześniaków – Romana Pochwałę i Franciszka Suwałę. No i Józka.
Opracowanie tekstu: Ewa Labenz